21 lutego 2017

Serge Lutens Un Bois Vanille


Bardzo lubię perfumy z dominującą nutą wanilii. Korzystam z nich często chcąc trochę rozjaśnić i umilić sobie szary dzień, osłodzić życie. Dawka wanilii działa na mnie terapeutycznie, dlatego też potrzebuję od czasu do czasu poczuć tą rozpyloną, słodką chmurkę obok siebie, to pobudza zmysły. Wanilia sportretowana przez Lutensa, skądinąd tak bardzo inna i niesztampowa, to dla mnie krok w przód - z takim jej przedstawieniem w perfumach jeszcze się nie spotkałam. Zrobiła ona na mnie duże wrażenie.

Lutensowska wanilia budzi we mnie przede wszystkim skojarzenia z puchowym, milutkim obłoczkiem. Nazywam ją fruwającą wanilią, bo jest tak mięciutka, zgrabna i zwiewna, iż mam wrażenie, że unosi się nad ziemią. Nie ma w niej ani odrobiny ciężkości. Co ciekawe, wanilia ta nie jest w żadnym stopniu jadalna - pomimo swojej orientalno - korzennej, miodowej słodyczy. Ona jest rozmarzona, treściwa, o kremowym zabarwieniu. Pluszowa, jak biały, dopiero co wyprany i wyprasowany sweterek - jeszcze ciepły w dotyku. Przywodzi mi na myśl wieczory spędzane pod kocem, sam na sam z książką. Przypomina bezpieczeństwo - to, jak zrelaksowana czuję się w ramionach ukochanego. Ma w sobie jakiś pierwiastek ulotności, i dokładnie tak samo działa mój umysł w zetknięciu z nią - moje zmysły zatapiają się w tym waniliowym puchu, w tej aksamitnej kołderce, pozwalając mi odpłynąć na moment.


To jednak nie jest koniec historii o Un Bois Vanille... Tutaj dopiero zaczyna się kreowanie kompozycji, która buduje się na sile przeciwieństw. By dociążyć trochę tą przytulną, rozanieloną wanilię już od samego początku dostajemy też do okiełznania i ogrania akord drzewny składający się z sandałowca i gwajaku. Przyciężkawy, wyrazisty, niegasnący. Wyobraź sobie korę drzewa zroszoną deszczem... Pachnie intensywnie, wilgotnie, podmokło. A teraz zastąp deszcz mleczkiem kokosowym... Skojarz zapach drzewa nasiąkniętego kokosowym aromatem, oprószonego kokosowymi wiórkami. To jest właśnie druga część historii o Un Bois Vanille, ta bardziej gęsta, skondensowana, tajemnicza, nieprosta.

Te dwa główne akordy mieszają się ze sobą, przeplatają i uzupełniają. Na początku bardziej przoduje jednak akord drzewny, trzyma wanilię w ryzach, by nie wyfrunęła zbyt daleko. Później natomiast proporcje się odwracają. Nuty drzewne wyciszają się, a na skórze pozostaje tylko cichy szept miodowej wanilii... Wyzwolona ze wszelkich obciążeń i ograniczeń, od teraz może już poruszać się swobodnie i nieśmiało kusić swoją ujmującą subtelnością.


Myślę, że jesień i zima to najpiękniejszy czas dla Un Bois Vanille. Lubię ten moment, kiedy w wietrzny dzień, ta aromatyczna woń wymierza mi policzek, wiruje w nosie, obezwładnia. To zapach, który nie zostawia za sobą wielkiego ogona - on gra najpiękniej i najpełniej dla Ciebie. To Tobie chce się najbardziej przypodobać. Przez pierwszą godzinę od aplikacji bywa zauważany przez otoczenie. Niknie po 3-4. I przyznam, że taki scenariusz mi odpowiada - nie ma szansy, by pojawiło się tutaj uczucie zemdlenia. Mimo wszystko polecam jednak dawkować Un Bois Vanille ostrożnie.

A wy znacie już Un Bois Vanille? Jakie inne zapachy z wanilią w roli głównej znacie i lubicie?

Skład perfum:
drzewo sandałowe, czarna lukrecja, mleko kokosowe, wosk pszczeli, gorzki migdał, piżmo, wanilia, benzoes, drzewo gwajakowe, fasola tonka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

TOP