Byredo
Rose Of No Man's Land - róża z ziemi niczyjej. Perfumy te powstały w
hołdzie pielęgniarkom Czerwonego Krzyża, które uratowały tysiące
ludzkich istnień podczas pierwszej wojny światowej. Nie trudno się zatem
domyślić, czym jest tytułowa ziemia niczyja. To obraz powojennych
zgliszczy, historia zniszczonych miast, sparaliżowanych lękiem ludzi.
Niemniej jednak to właśnie tam, w tym umęczonym miejscu, rozkwita ona -
"róża z ogrodu pamięci", symbolizująca nadzieję... i światło.
|
"There's a rose that grows in no man's land And it's wonderful to see Though its sprayed with tears, it will life for years In my garden of memory"
|
I to
światło rzeczywiście w tym zapachu widać. Przybiera ono postać
krystalicznej czystości, skąpanej w promieniach słońca. Ta róża, wbrew
pozorom, jest różą radosną, by nie powiedzieć nawet, że optymistyczną.
To właśnie ten cień nadziei, o którym wspomniałam wyżej, tli się tu -
dość niepozornie i skąpo, acz zauważalnie. Nie ma tu krwistoczerwonych
bukietów, przepastnych wstęg, są za to różowe, zarażające żywotnością
płatki. Róża Byredo zostawia za sobą przeszłość - nie jest różą mroczną -
ona da się lubić już od pierwszych taktów, które brzmią oparami
przypraw - szczególnie różowym pieprzem. Wrażenie ostrości uspokaja się
jednak dość szybko, a serce kompozycji bucha malinowym posmakiem -
kwiatem maliny, pachnącym jak delikatnie posłodzona herbata malinowa.
Nie ma tu wzmożonej słodyczy, jest tylko jej apetyczny podtekst. Od
teraz róża ta majaczy już dość linearnie, bez większych zmienności. Nie
jest to pachnidło eskalujące, budujące różane napięcie, jednak sam
zapach ciagnie za sobą nostalgiczną smugę - nie odrywa się do końca od
swoich korzeni. Czasem trąci jak różana główka nasiąknięta aromatem
starych stronic, wepchnięta gdzieś głęboko na półkę z książkami.
Opierająca się prawom fizyki - wcale nie usycha, a właśnie... ciągle
tętnicami - łodygami krew tłoczy, oddycha, żyje. |
Byredo Rose Of No Man's Land - "róża z ogrodu pamięci".
|
Przygotujcie się na
to, że ten zapach bywa kapryśny. Pachnie jak chce. Raz wyraźnie i z
charakterem, innym razem z kolei... płynie leniwie, jakby bez wprawy,
rozwodnionym strumieniem. I o ile to pierwsze oblicze lubię i jest mi w
nim przyjemnie, tak to drugie - bywa dla mnie rozczarowujące, bo zbyt
rozmyte, nieuchwytne. Mimo wszystko, te perfumy są dla mnie szczególne -
za to, jaką tematykę podejmują.
Skład perfum:
czerwony pieprz, czerwona róża turecka, kwiat maliny, papirus, bursztyn
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz