22 listopada 2016
blog o perfumach, blog o zapachach, chanel, chanel no 5 opinie, chanel no 5 recenzja, chanel no 5 wizaz, chanel no. 5 chanel nr 5, chanel perfumy, fragrantica, perfumy mainstreamowe
Chanel No. 5 to najbardziej kultowe perfumy na całym świecie. Ich historia sięga roku 1921 (niektóre źródła podają rok 1922 jako datę faktyczną wprowadzenia perfum na rynek). Jednak to rok wcześniej wyprodukowano pierwszych 100 flakonów tegoż pachnidła, które to Gabrielle Chanel podarowała najlepszym klientkom swojego butiku. Za zapach słynnej Piątki odpowiada Ernesta Beaux, którego rodzina od lat związana była ze światem perfum. Legenda głosi, że nazwa Chanel No. 5 wywodzi się od samej Gabrielle Chanel - gdy Ernest Beaux zaprezentował próbki perfum, które dla niej stworzył ona bez namysłu wybrała piątą. Piątka to podobno była jej szczęśliwa liczba. Piszę o tym dlatego, że trudno jest pojąć fenomen sławetnej Piątki, bez choćby skrótowej wiedzy na temat zaplecza historycznego tych perfum. Ta wiedza daje możliwość zrozumienia, dlaczego one są takie a nie inne. Warto przyjrzeć się także postaci samej Gabrielle Chanel - jakie cechy samej Coco odziedziczył Numer Pięć? - zainteresowanych odsyłam do filmów lub książek.
Chanel No. 5 to zdecydowanie pachnidło niedzisiejsze, przesycone aldehydami, stąd wrażenie, że to zapach mydlany. Takich perfum się już nie tworzy, (nie w mainstreamie) - dziś nie byłyby one łatwe w noszeniu, w odbiorze, a co za tym idzie - nie byłyby komercyjne. Poza tym, na przestrzeni lat zmieniał się sposób tworzenia perfum, dzisiaj sięga się po zupełnie inne składniki do kreowania kompozycji zapachowych. Czy można zatem założyć, że No. 5 to perfumy staromodne? Raczej powiedziałabym po prostu, że ich formuła jest staroświecka, w końcu tworzone były prawie 100 lat temu. Myślę sobie że Numer Pięć dzisiaj bardzo trudno jest "ubrać" - zmieniły się trendy w makijażu, zmieniła się moda, fryzury, rzeczywistość wokół nas. Pierwowzór kobiety Chanel no. 5, ubranej w bluzkę z żabotem i duży, wytworny kapelusz jest już przedawniony, niedzisiejszy.
Otwarcie No. 5 jest mocno aldehydowe. Młode dziewczyny, które pierwszy raz testują te perfumy najprawdopodobniej wykrzywią swoje twarze w grymasie - wszak w obliczu słodkich, topowych dziś woni, Piątka to dziwne, niezrozumiałe, rzadko spotykane zjawisko. Większość z nich zaszufladkuje No. 5 jako zapach dla starszych Pań. Jeśli kiedyś do niego wrócą, to raczej za kilka lub kilkanaście lat, już jako dorosłe kobiety.
Nuta głowy Chanel No. 5 to przede wszystkim wspomniane wyżej aldehydy przełamane cytrusami. Ta mydlana cytryna jest tutaj tak piękna, że aż wyję z zachwytu. Po chwili do tego duetu dołącza jaśmin, konwalia i ylang-ylang. Siła aldehydów trochę cichnie, mruczą sobie one gdzieś z oddali... Zaczyna robić się bardziej kwiatowo i jakoś tak... sennie, mięciutko. W tej fazie jaśmin delikatnie potyka się o moją skórę, niby nie do końca na niej osiadając, bardziej bym powiedziała, że coś podszeptuje. Muszę przyznać, że ten jaśmin bardzo na mnie działa. Wybiela mi on całą kompozycję. Dzięki niemu No. 5 pachnie czysto, subtelnie, a nawet pościelowo. Może to właśnie dlatego tak bardzo lubię skropić się Chanel No. 5 przed snem... (Podobno Marilyn Monroe też to lubiła...). Ta delikatna, zmiękczona pudrowość wprowadza mnie w dobry nastrój, otula i rozmarza... Zamykam oczy i powoli zasypiam. Moje ostatnie chwile z Chanel to właśnie puder wzbogacony szczyptą wanilii i odrobiną migotliwego neroli... Czuję spokój i błogość. A może ja już po prostu śnię?
Kocham No. 5 za to, że pozwala mi przenieść się w czasie. Te perfumy są jak czarno białe zdjęcia znalezione gdzieś na strychu, lub jak babciny żakiet, który od kilkunastu lat siedział ukryty głęboko w szafie. Są jak taka retro pamiątka. Jak retrospekcja. Ale z drugiej strony - mają w sobie wiele wytworności - myśląc o tej gracji wyobrażam sobie tancerkę z dawnych lat... ubraną w piękna, cekinową suknię, która migocze pod wpływem scenicznych świateł i ruchów bioder...
No. 5 jest jakby połączeniem dwóch światów; świata elegancji i vintage - i tutaj nasuwa się jedno określenie, scalające te dwie płaszczyzny - mianowicie; klasyka.
Jaka kobieta będzie dziś pachnieć Piątką?
Oczywiście każda, jeśli tylko ma na to ochotę. Jednak ja oczami wyobraźni ubieram w Chanel No. 5 kobietę zdystansowaną, raczej obserwatorkę rzeczywistości, niż aktywistkę. Postać refleksyjną, delikatną, tęskniącą za czymś, co już nie wróci. Natomiast kiedyś kobieta Chanel była zdecydowanie inna... Była przede wszystkim szykowna, dumna, pewna i błyszcząca, zwracająca na siebie uwagę. Te dwa obrazy różni niecałe 100 lat, to niesamowite, jak w moich oczach historia kobiety pasującej do Chanel No. 5 się zmieniła...
Jest tylko jeden grzech, który Piątka nosi na swoich barkach, i którego ja nie mogę jej wybaczyć - mianowicie, trwałość. Po 4 godzinach nie ma już po niej ani śladu... Próżno jej także szukać na ubraniach bo kompletnie na nich nie osiada. Tak, winą za to należy obarczyć te nieszczęsne reformulacje...
A wy, jakie macie wspomnienia zapachowe związane z No. 5?
Podzielcie się nimi!
Skład perfum:
aldehydy, neroli, ylang-ylang, brzoskwinia i bergamotka; nutami serca są jaśmin, róża, konwalia i irys; nutami bazy są drzewo sandałowe, wetyweria, wanilia, mech dębowy, paczula
Chanel No. 5
blog o perfumach, blog o zapachach, chanel, chanel no 5 opinie, chanel no 5 recenzja, chanel no 5 wizaz, chanel no. 5 chanel nr 5, chanel perfumy, fragrantica, perfumy mainstreamowe
Chanel No. 5 to najbardziej kultowe perfumy na całym świecie. Ich historia sięga roku 1921 (niektóre źródła podają rok 1922 jako datę faktyczną wprowadzenia perfum na rynek). Jednak to rok wcześniej wyprodukowano pierwszych 100 flakonów tegoż pachnidła, które to Gabrielle Chanel podarowała najlepszym klientkom swojego butiku. Za zapach słynnej Piątki odpowiada Ernesta Beaux, którego rodzina od lat związana była ze światem perfum. Legenda głosi, że nazwa Chanel No. 5 wywodzi się od samej Gabrielle Chanel - gdy Ernest Beaux zaprezentował próbki perfum, które dla niej stworzył ona bez namysłu wybrała piątą. Piątka to podobno była jej szczęśliwa liczba. Piszę o tym dlatego, że trudno jest pojąć fenomen sławetnej Piątki, bez choćby skrótowej wiedzy na temat zaplecza historycznego tych perfum. Ta wiedza daje możliwość zrozumienia, dlaczego one są takie a nie inne. Warto przyjrzeć się także postaci samej Gabrielle Chanel - jakie cechy samej Coco odziedziczył Numer Pięć? - zainteresowanych odsyłam do filmów lub książek.
Chanel No. 5 to zdecydowanie pachnidło niedzisiejsze, przesycone aldehydami, stąd wrażenie, że to zapach mydlany. Takich perfum się już nie tworzy, (nie w mainstreamie) - dziś nie byłyby one łatwe w noszeniu, w odbiorze, a co za tym idzie - nie byłyby komercyjne. Poza tym, na przestrzeni lat zmieniał się sposób tworzenia perfum, dzisiaj sięga się po zupełnie inne składniki do kreowania kompozycji zapachowych. Czy można zatem założyć, że No. 5 to perfumy staromodne? Raczej powiedziałabym po prostu, że ich formuła jest staroświecka, w końcu tworzone były prawie 100 lat temu. Myślę sobie że Numer Pięć dzisiaj bardzo trudno jest "ubrać" - zmieniły się trendy w makijażu, zmieniła się moda, fryzury, rzeczywistość wokół nas. Pierwowzór kobiety Chanel no. 5, ubranej w bluzkę z żabotem i duży, wytworny kapelusz jest już przedawniony, niedzisiejszy.
Otwarcie No. 5 jest mocno aldehydowe. Młode dziewczyny, które pierwszy raz testują te perfumy najprawdopodobniej wykrzywią swoje twarze w grymasie - wszak w obliczu słodkich, topowych dziś woni, Piątka to dziwne, niezrozumiałe, rzadko spotykane zjawisko. Większość z nich zaszufladkuje No. 5 jako zapach dla starszych Pań. Jeśli kiedyś do niego wrócą, to raczej za kilka lub kilkanaście lat, już jako dorosłe kobiety.
Nuta głowy Chanel No. 5 to przede wszystkim wspomniane wyżej aldehydy przełamane cytrusami. Ta mydlana cytryna jest tutaj tak piękna, że aż wyję z zachwytu. Po chwili do tego duetu dołącza jaśmin, konwalia i ylang-ylang. Siła aldehydów trochę cichnie, mruczą sobie one gdzieś z oddali... Zaczyna robić się bardziej kwiatowo i jakoś tak... sennie, mięciutko. W tej fazie jaśmin delikatnie potyka się o moją skórę, niby nie do końca na niej osiadając, bardziej bym powiedziała, że coś podszeptuje. Muszę przyznać, że ten jaśmin bardzo na mnie działa. Wybiela mi on całą kompozycję. Dzięki niemu No. 5 pachnie czysto, subtelnie, a nawet pościelowo. Może to właśnie dlatego tak bardzo lubię skropić się Chanel No. 5 przed snem... (Podobno Marilyn Monroe też to lubiła...). Ta delikatna, zmiękczona pudrowość wprowadza mnie w dobry nastrój, otula i rozmarza... Zamykam oczy i powoli zasypiam. Moje ostatnie chwile z Chanel to właśnie puder wzbogacony szczyptą wanilii i odrobiną migotliwego neroli... Czuję spokój i błogość. A może ja już po prostu śnię?
Kocham No. 5 za to, że pozwala mi przenieść się w czasie. Te perfumy są jak czarno białe zdjęcia znalezione gdzieś na strychu, lub jak babciny żakiet, który od kilkunastu lat siedział ukryty głęboko w szafie. Są jak taka retro pamiątka. Jak retrospekcja. Ale z drugiej strony - mają w sobie wiele wytworności - myśląc o tej gracji wyobrażam sobie tancerkę z dawnych lat... ubraną w piękna, cekinową suknię, która migocze pod wpływem scenicznych świateł i ruchów bioder...
No. 5 jest jakby połączeniem dwóch światów; świata elegancji i vintage - i tutaj nasuwa się jedno określenie, scalające te dwie płaszczyzny - mianowicie; klasyka.
Jaka kobieta będzie dziś pachnieć Piątką?
Oczywiście każda, jeśli tylko ma na to ochotę. Jednak ja oczami wyobraźni ubieram w Chanel No. 5 kobietę zdystansowaną, raczej obserwatorkę rzeczywistości, niż aktywistkę. Postać refleksyjną, delikatną, tęskniącą za czymś, co już nie wróci. Natomiast kiedyś kobieta Chanel była zdecydowanie inna... Była przede wszystkim szykowna, dumna, pewna i błyszcząca, zwracająca na siebie uwagę. Te dwa obrazy różni niecałe 100 lat, to niesamowite, jak w moich oczach historia kobiety pasującej do Chanel No. 5 się zmieniła...
Jest tylko jeden grzech, który Piątka nosi na swoich barkach, i którego ja nie mogę jej wybaczyć - mianowicie, trwałość. Po 4 godzinach nie ma już po niej ani śladu... Próżno jej także szukać na ubraniach bo kompletnie na nich nie osiada. Tak, winą za to należy obarczyć te nieszczęsne reformulacje...
A wy, jakie macie wspomnienia zapachowe związane z No. 5?
Podzielcie się nimi!
Skład perfum:
aldehydy, neroli, ylang-ylang, brzoskwinia i bergamotka; nutami serca są jaśmin, róża, konwalia i irys; nutami bazy są drzewo sandałowe, wetyweria, wanilia, mech dębowy, paczula
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Chanel nr 5 nosiłam jedynie na nadgarstku, nigdy globalnie. Zapach jest piękny, kiedyś byłam na niego zbyt młoda, teraz chyba już mogłabym go nosić;). Myślę że bym się w nim odnalazła.
OdpowiedzUsuńPiękna recenzja:)
ps. urzekła mnie nowa 5 l'eau.... tą spokojnie mogę mieć;)
Wersja l'eau jest piękna, bardziej cytrusowa i myślę, że młode dziewczyny odnajdą w niej coś dla siebie ;)
Usuńbyć może z czasem przekonają się także do klasycznej "Piątki"? chciałabym... Może wersja l'eau pobudzi w nich chęć zaprzyjaźnienia się z klasykiem ;)
Ja do Piątki dopiero się przekonuję. Pewnie to kwestia tego, że do pewnych zapachów trzeba dojrzeć. Inna sprawa, że i nasze gusta się zmieniają.Więc kto wie, jak potoczą się losy tej naszej znajomości.
OdpowiedzUsuńW ubiegłym roku byłam ze znajomymi w Budapeszcie i na parę dni wynajęliśmy świetne mieszkanie w starej kamienicy. Znalazłam tam miniaturkę Piątki - starą, na ile starą, nie wiem. I choć kolor oraz konsystencja płynu pozostawiały nieco do życzenia, zawartość buteleczki pachniała obłędnie!
Jejku... czyli można powiedzieć, że odnalazłaś skarb! Świetna historia!
UsuńNo i to prawda - perfumy po jakimś czasie zmieniają kolor! Zwłaszcza takie, które leżą wiele już lat ;)
Nie dziwię się, że ten zapach odstrasza młode dziewczyny. Najczęściej wystawiają klasykom negatywną opinię po zapoznaniu się w perfumerii z nutami głowy, które do najprzyjemniejszych nie należą;), ale jak każdy zapach z tej kategorii, po czasie przepięknie się przeobraża.
OdpowiedzUsuńTo prawda, retro zapachy, wąchane tylko z korka, lub oceniane po sekundzie, przy pierwszym psiknięciu najczęściej nie pachną najlepiej ;-) One potrzebują czasu by się ułożyć, wybrzmieć, wtedy odkrywają wszystkie swoje karty na stół!
UsuńFascynuje mnie Piątka chyba od zawsze. Sama jeszcze dorastam i póki co oswoiłam wersję Eau Premiere i oczywiścię najnowszą L'eau. Mam nadzieję, że na klasyka przyjdzie kiedyś wreszcie pora :)
OdpowiedzUsuńSkoro oswoiłaś te dwie wersje.... To teraz będzie Ci już łatwiej z No. 5 ;-) Bo ona jest, mimo wszystko, noszalna, a nie muzealna ;-)
UsuńJestem dobrej myśli :)
UsuńTo zapach mocny , zdecydowanie retro . Robiłam do niego podchody nie raz , ale chyba jeszcze do niego nie dojrzałam.
OdpowiedzUsuńMoże będzie tak, że nigdy się z nim nie zaprzyjaźnisz - i to przecież też będzie w porządku :)
Usuń