Myśląc sobie o Chloe edt mam przed oczami młodą dziewczynę, która wygląda przez okno i obserwuje ogród różany. Akcja dzieje się wiosną, o poranku - pierwsze promienie słońca delikatnie muskają jej twarz, i sprawiają, że jej blond włosy nabierają złotego połysku. Ubrane w białą podomkę, jeszcze lekko śpiące budzi się do życia rozanielone dziewczę.
Dokładnie taka jest Chloe edt; poranna, dziewicza, subtelna. Na próżno szukać tutaj wulgarności, grzeszności, czy zadziorności. Marka Chloe w swoich kompozycjach nie idzie tą drogą. Zatem czy edt jest też nudna? Z jednej strony tak - z drugiej nie. Zależy od punktu patrzenia. Jeśli fazę dziewczęcości masz już za sobie od kilkunastu lat - raczej nie sięgniesz po ten zapach. Jednakże młody nos ma szansę się tym zapachem zachwycić. Każdy ma w końcu do przebycia jakąś drogę - nawet perfumową. Chloe jest przewidywalna, to fakt, ale jest też urocza i bardzo konsekwentna - jeśli ktoś podałby mi próbkę Chloe edt pod nos, myślę, że nie miałabym problemu z odgadnięciem jaka marka wypuściła te perfumy na rynek.
Chloe edt rozpoczyna się cytrusowo; bergamotka i cytryna grają tutaj sobie parami walczyka; bardzo czysto, praktycznie bezbłędnie, na piątkę z plusem. Podoba mi się to, że ta cytryna jest tutaj taka cierpka, kwaskowa. Myśląc sobie o niej mam przed oczami samą jej skórkę, już potartą, która nie jest może głównym przedmiotem kompozycji, ale stanowi miłe tło. W dodatku wpływa ona na charakter całości i odbiór pozostałych komponentów zapachu.
Zachwycam się tutaj także różą - sama nie wiem, czy jest ona biała, czy czerwona, a może są one obie... Ta róża wprowadza mnie w stan wybitnie romantyczny. Ona nie jest płaska i to zdecydowanie nie są tylko jej płatki - być może ktoś dodał ją do kompozycji wraz z całą łodyżką? To byłoby możliwe, bo ta Chloe pobrzmiewa mi trochę zielono (choć nie tak mocno jak L'eau de Chloe).
Jednak to co najpiękniejsze w Chloe, samo jej serce, to białe kwiaty; gardenia i magnolia. Właściwie zaryzykowałabym stwierdzenie, że tych kwiatów jeszcze nie ma; chwilowo są tylko pączki, jeszcze nierozkwitłe do końca, zroszone, pachnące świtem. Nastrój bieli potęguje też kwiat bawełny - ma on za zadanie wprowadzać i utrzymać atmosferę czystości, miękkości. Możliwe też, że ma budzić trochę "pościelowe" skojarzenia. Nosząc Chloe rzeczywiście czuję się jakbym wstała dopiero z łóżka. Jakbym na nowo rozpoczynała dzień. Sami widzicie - te perfumy są typowo dzienne, nie zaaplikowałbym ich sobie nigdy na wieczór. One nie są intymne w żaden sposób, są, powiedziałabym; otwarte, zapraszające.
Bezpieczeństwo; jeśli chcesz podążać w tym kierunku - postawisz na Chloe. Trwałość zapachu dobra - do 6 godzin spokojnie, na ubraniach potrafią przetrwać dłużej. Na negatywny komentarz zasługuje niestety flakonik - buteleczki Chloe bardzo szybko się niszczą i zaczynają wyglądać nieestetycznie! Złota część (więc także i sam korek) po prostu rdzewieje! Uważam, że płacąc tyle za zapach taka sytuacja nie powinno mieć miejsca.
A wy znacie już Chloe edt? Co o niej myślicie?
Skład perfum:
bergamotka, cytryna, magnolia, biała róża, gardenia, róża, kwiat bawełny i piżmo.
Choć fazę dziewczęcości mam juz dawno za sobą i bliżej mi do drapieżności i zadziorności, to lubię też lżejsze kwiatowe / owocowe zapachy. Nie wszystko musi od razu chwytać za gardło i przyduszać. Lubię różności :)
OdpowiedzUsuńZ tym to akurat masz racje :) Nosząc Chloe chciałoby się zaśpiewać "Ale to już było"... nie zmienia to jednak faktu, że jest przeurocza :) Ja też lubię lżejsze kompozycje - białokwiatowe :)
Usuń