Mademoiselle Piguet to perfumowy portret młodej dziewczyny, próba uchwycenia jej myśli, marzeń i przeżyć. To także zapachowy zapis jej wyobrażeń na temat samej siebie. Mimo wszystko, potrafię wyobrazić sobie dojrzałą kobietę noszącą te perfumy. Mademoiselle Piguet to kwiatowa pozycja, z gourmandowym podbiciem, bez krzty infantylności. Będzie pasować kobiecie w każdym wieku.
Colette Van Ojik - Mademoiselle. Obraz, który jest niejako opisem moich wyobrażeń na temat perfum Mademoiselle Piguet Roberta Pigueta. |
Panienka z opowieści Pigueta okazuje się być tylko z pozoru niewinna. Im dłużej z nią przebywam, głębiej poznaję, tym częściej zauważam, że nauczyła się już ona jak zwracać na siebie uwagę innych, nieśmiało kokietować towarzystwo. Jej oczy błyszczą gdy jest w centrum uwagi. Nie jest to jednak podyktowane egocentryzmem, czy zamiłowaniem do prowokowania. Odrobina zadziorności przychodzi Mademoiselle naturalnie, jej uroda niejako wymusza na niej podobne zachowania. Ona sprawdza siebie w nowych sytuacjach, lekko nagina swoje granice, bo uczy się, jak być kobietą.
Panienka Piguet potrafi oddziaływać na zmysły. Żywe tony bergamotki, wzmocnione migoczącym kwiatem pomarańczy (który jest tutaj swoistym centrum, sercem kompozycji), sprawiają, że zapach błyszczy. Mademoiselle Piguet w swoich owocowych zarysach, to próba uchwycenia lata. Żarliwe promienie słoneczne wysycają i nakreślają kształt pachnidła. Cytrusy dodają soczystości, może nawet chwilowej goryczki. A pulchne, wygrzane, nabrzmiałe morele siedzą wygodnie na drzewach. Gdy je dotykam, czuję niesamowitą gładkość i miękkość skórki. Gdy je próbuję, rozpuszczają mi się w ustach...
Mała próbka = dużo testowania. Dwie krople wystarczą, by zapach został z nami na długo. |
Później do głosu dochodzi migdał - kremowy, słodziutki, nęcący, przykryty dymnym (i dumnym!) woalem bobu tonka. To połączenie brzmi trochę niecodziennie. Im dłużej się obwąchuję, tym coraz częściej dobiegają do mnie skojarzenia z... popcornem. Oczywiście to powiązanie nie jest dosłowne, ale jakieś echo popcornowej, słodko - słonej nuty, gdzieś tam się czai na drugim planie. I muszę przyznać, że ten akord obezwładnia. Siła rażenia Mademoiselle Piguet jest tu na najwyższym poziomie. Są momenty, że z trudem łapię oddech, kręci mi się w głowie. Mademoiselle Piguet chodzi swoimi własnymi ścieżkami, bywa samowolna, rozbrajająco krnąbrna. I to wszystko, przewrotnie, to właśnie największe jej zalety.
Mademoiselle Piguet to nie jest jakieś wielce wyszukane pachnidło. Powiedziałabym, że zapach powinien plasować się raczej w kategorii mainstream, zamiast nisza. To nic, bo i tak uwielbiam się nim otoczyć. Panienka jest wspaniałą dzienną towarzyszką. Trwałość tych perfum jest znakomita, woń wwierca się we włosy, w skórę, co dodatkowo podkręca moją chęć do ubierania się w ten zapach. Marzę o własnym flakonie Panienki Mademoiselle. I mam nadzieję, że moje pożądanie się kiedyś ziści!
Skład perfum:
bergamotka, migdał, morela, kwiat pomarańczy, fasola tonka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz