26 listopada 2016

Chloe Love Story


Są takie momenty w życiu, kiedy wstaję rano z łóżka i wiem, czuję w kościach, że ten rozpoczynający się właśnie dzień będzie długi i wyczerpujący. Zapach, który będę nosić tego dnia nie może być zatem zbyt trudny, skomplikowany - to mogłoby się skończyć rozdrażnieniem. Co więc robię? Idę na skróty. By dodatkowo się nie "dociążać" sięgam po prostu po coś kwiatowego. Dziś wybór padł na Love Story od Chloe. Te perfumy są przyjemne w noszeniu, nawet bym powiedziała, że są też urocze, pomimo tego, że wtórne; jeśli ktoś oczekuje czegoś odkrywczego i innowacyjnego, to niestety ale się rozczaruje. Białokwiatowych bukietów było już wszakże w historii perfumiarstwa wiele. Flakonik natomiast cieszy oko... Zachęca, by często po niego sięgać. Kształt buteleczki ma budzić skojarzenia z miłosnymi kłódkami, którymi zakochani ozdabiają mosty na całym świecie - przyznaję, podoba mi się ta idea!


Początek Love Story wciąga mnie bardzo w tę zapachową opowiastkę - duża ilość gęstego, oleistego neroli wchodzi w bliski kontakt z rozwodnionymi cytrusami. Intensywności i moc neroli sprawia jednak, że kwaśność grejfrutowo-cytrynowa zostaje szybko złagodzona. W tej pierwszej fazie bytności Love Story na mojej skórze czuję świeżość, czystość, łagodność. Te perfumy są bardzo kobiece, subtelne i romantyczne. Po kilkunastu minutach od aplikacji Chloe wzbija się jednak poziom wyżej - odkrywa się przed nami kwiat pomarańczy, który - moim zdaniem - nadaje temu zapachowi szlachetności, ubogaca i uzłaca. Nie jest to uzłocenie rodem z J'adore, raczej mała namiastka tego bogactwa, ale jednak coś tam się tli, migocze, iskrzy...



Trzeba przyznać, że te białe kwiaty rozpychają się trochę w tej kompozycji. Zdecydowanie chcą być tutaj najważniejsze. W składzie perfum mamy także gruszkę, brzoskwinię i czarną porzeczkę, jednakże ja nie wyczuwam tutaj nawet powiewu wyżej wymienionych nut. Czasami mam wrażenie, że te wszystkie poboczne akordy mają za mało przestrzeni by móc sobie po prostu wybrzmieć - one krzyczą na siebie, walczą ze sobą, a w efekcie do końca projekcji nie wytrzymuje żaden, każdy po drodze gdzieś się gubi, rozpada; albo w całości, albo połowicznie i na próżno jest ich potem szukać. Tylko neroli bezczelnie wdzięczy się do mnie, momentami zaczyna mi to trochę przeszkadzać, bo robi się dość duszno i gęsto. Jeśli przesadzisz z aplikacją tych perfum, stężenie kwiatów może Cię bardzo zmęczyć, także uważaj!

Love Story to zapach, który nie rozwija się za bardzo na skórze - nie oczekujmy tutaj żadnych wariacji - jest dość jednowymiarowo i jednostajnie. Po około 5-6 godzinach nasza "Historia Miłosna" pozostaje już tylko miłym wspomnieniem...

Testowanie tych perfum polecam osobom,  które w ciągu dnia lubią pachnieć lekko i świeżo, tj. bezpiecznie i bezproblemowo...



Skład perfum:
neroli, bergamotka, grejpfrut, cytryna, gruszka, kwiat pomarańczy, stefanotis, róża, czarna porzeczka, brzoskwinia, piżmo, cedr, drzewo kaszmirowe i paczula

8 komentarzy:

  1. To jedyne perfumy tej marki, które lubię i po które czasem sięgam. Pozostałe jakoś wyjątkowo źle się ze mną zgrywają, choć wiem, że na innych pachną bardzo ładnie. Te... mają w sobie jakąś fajną świetlistość. Niby nic specjalnego, ale przyjemnie się je nosi. No i ten flakonik!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ogolnie lubię marke Chloe... Nie jest to miłość, ale sympatia już tak :-)

      Usuń
  2. Niepoprawna romantyczka bujająca w białych kwiatach to właśnie ja:)A na poważnie - jest tak jak to ujęłaś: zapach delikatny, prosty, ale też uroczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Od czasu do czasu nie zaszkodzi :-) Ale butli 75ml chyba bym nie zużyła zbyt szybko :-)

      Usuń
    2. Ja chyba też nie, ale to tylko dlatego, że często zmieniam zapachy.

      Usuń
    3. 30 ml to największa pojemność na jaką się decyduję ;-)
      Czasami 50 ml, ale rzadko ;-)

      Usuń

TOP