18 kwietnia 2017

Chloe - L'eau de Chloe


Lubię wszystkie zapachy Chloe z kolorowymi wstążeczkami. Mają w sobie subtelność, dziewczęcość, dziewiczość. Przywołują miłe skojarzenia. W dodatku są nieskomplikowane, co oznacza, że bardzo łatwo się z nimi zaprzyjaźnić. Dziś chcę napisać Wam o zielonej Chloe, która jest tak radosna, młodziutka, wiosenna, że nie sposób się nią nie zauroczyć.


Wstęp do tej opowieści jest szyprowy. Pojawiająca się zieleń dominować będzie od początku do końca trwania zapachu, ale od czasu do czasu pozwoli dopuścić do siebie także inne kolory (nuty).

Wraz z otwarciem przychodzi do mnie świeżość mokrej trawy o poranku. Czuję zapach murawy, która ogrzewa się w życiodajnych promieniach słońca, ładnie przy tym błyszcząc. Krople rosy, które osiadły na tej wilgotnej przestrzeni, pięknie odbijają światło... Na tym ciemno-seledynowym posłaniu usadowiły się także owoce. Rześkość cytryny energetyzuje do zachłyśnięcia się powietrzem z dworu, dobijającym się do okna... I do pospiesznego wstania z łóżka. Z kolei grapefruit, ze swoim kwaskowym, różowiutkim sercem, nadaje kompozycji delikatnej goryczki. Soczysta, brzoskwiniowa skórka łagodzi natomiast te cierpkie niuanse. 


Orzeźwienie towarzyszy przez cały czas wybrzmiewania zapachu, ale to właśnie ten początek jest najbardziej ożywczy. Później do głosu dochodzi róża, troszeczkę rozwodniona, niedominująca. Ciemnoczerwone, bordowe wręcz róże, z dzikich ogrodów, potrafią pachnieć aż słodko... - w taką właśnie stronę zmierza nasza Chloe. Pojawia się paczula - o dwóch obliczach. Z jednej strony odpowiada ona za niewyraźną słodycz. Z drugiej natomiast - generuje wrażenie zroszenia kwiatowych płatków. 

O niewinności zielonej Chloe może świadczyć to, że w sercu kompozycji pojawiają się białe kwiaty, tworzące łagodny, przestrzenny, lekki bukiet, a właściwie akord. Najczęściej zauważam konwalię - zielonkawą, upajającą, rozmarzoną, oferującą mnogość swych zbielałych dzwoneczków, W tle pozostaje miękki jaśmin, frezja i magnolia... Czasem chwyta mnie też za nos blada, różowobiała piwonia. 


Jednak to nie tylko nuty tak bardzo ujęły mnie, gdy pierwszy raz poznałam ten zapach. Uwiódł mnie przede wszystkim klimat tych perfum - trochę retro, troszeczkę mydlany - to aldehydy są odpowiedzialne za te staroświeckie tony. Oczywiście Chloe cały czas pozostaje zapachem nowoczesnym, noszalnym - ale gdzieś w oddali, czuć w niej echo, pejzaż dawnych lat...

Jakie inne zapachy zielone, szyprowe możecie polecić? I co sądzicie o Chloe L'eau de Chloe?

Skład perfum:
grejpfrut, cytron, brzoskwinia, bergamotka, aldehydy, róża, woda różana, fiołek, frezja, jaśmin, konwalia, magnolia, piwonia, paczula, cedr, ambra, labdanum, mech dębowy, piżmo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

TOP