Hermes po raz wtóry maluje nadmorskie pejzaże. Do kolekcji "Cudów" dołączył niedawno następny klejnot - L'ombre des Merveilles. Określenie tych perfum "Cieniem Cudów" (z francuskiego L'ombre znaczy cień) to udane posunięcie, nazwa trafnie opowiada o samym zapachu. O ile moi ulubieńcy z tej serii - "Woda Cudów" i "Elixir Cudów" mienią się ciepłem i jaskrawością, tak tutaj doświadczamy ochłodzenia. Mniej tu rozbłysków i wygrzanych plaż. Tu namacalnie widać pogodowe zachwiania. Już w pierwszych taktach zauważam spadek temperatury. To nie są egzotyczne wakacje, z których wrócisz z opaloną, brązową skórą. To raczej urlop nad Bałtykiem. Choć zimny, i prawdopodobnie w niektóre dni trzeba będzie ubrać sweter, nie przeszkodzi Ci to wcale w kontemplowaniu nabrzeżnych plenerów.
L'ombre des Merveilles - kolejny pejzaż Hermesa. Tym raz nadmorski klimat ulega ochłodzeniu. Słoneczny niuans - tak dobrze znany z poprzednich kompozycji tej serii, tu okrył się "cieniem". |
Te perfumy to przede wszystkim późnowieczorny spacer brzegiem morza. Słońce pokazało się tylko od rana, po południu nadciągnęły spodziewane chmury. Piasek zdążył wyziębnąć. Woda, w dzień ochoczo wzburzana, teraz ustała. Szary krajobraz powoli zapada w sen. Wydaje mi się, że marka nie podała do publicznej wiadomości wszystkich nut zapachowych uwikłanych w te perfumy. Ograniczyła się jedynie do uwzględnienia trzech składowych: czarnej herbaty, kadzidła i fasoli tonki. Nie radzę się tym jednak sugerować. Wyraźnie czuję żywice, drzewne niuanse i ambrę - odpowiedzialną za sugestię słonej wody.
L'ombre des Merveilles to niezwykle harmonijny zapach. Mam wrażenie, że dedykowany jest osobom, które potrzebują chwil sam na sam ze swoimi myślami. |
Rozwój kompozycji nie jest spektakularny, a raczej powiedziałabym nawet, że flegmatyczny. "Cień" chętnie wpada w nostalgię i zadumę, ciągnie za sobą smętną opowieść, nie tracąc przy tym swojej wyrazistości. L'ombre des Merveilles pachnie od samego początku tak, jak powinien. Nie blednie w sercu, dopiero w bazie "rozwiewa" się odrobinę. Początek to rzeczywiście wrażenie czarnej herbaty - takiej zimnej, odstanej, cytrynowej. Jednak ten niuans wyczuwam mocniej tylko na wstępie. Cały zapach obudowany jest ambrowo - bursztynowym sercem, z uwzględnieniem balsamiczno - lepkiego podtonu. Jeśli przez moment pojawia się promienny lustr, chwila pomarańczowego ocieplenia, to właśnie wtedy i właśnie tam. Jest to jednak tylko chwilowe ogrzanie, szybko przykrywane kadzidlaną smugą. Baza ujawnia drzewne skojarzenia, ze wskazaniem na cedr.
Uwielbiam te perfumy przede wszystkim za to, że są tak niezwykle
harmonijne. Do tego stopnia melodyjne i bezkonfliktowe, iż mam wrażenie,
że L'ombre des Merveilles stworzony został z potrzeby samotności i
dedykowany jest osobom, u których silne jest dążenie do sytuacji sam na sam ze swoimi myślami. To pachnidło nie chce wokół siebie hałasu.
Skład perfum:
czarna herbata, kadzidło, fasola tonka, ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz