L'Orchestre Parfum Thé Darbouka - zanim przejdę do konkretów, zacznijmy może od wytłumaczenia nazwy tych perfum, to da nam obraz "zapachowej sytuacji". Thé Darbouka znaczy mniej więcej tyle, co "herbata darbuka". A sama darbuka to po prostu bęben kielichowy, używany głównie w muzyce Bliskiego Wschodu - możecie skojarzyć jego brzmienie z muzyką, do której wykonuje się taniec brzucha. Perfumy Thé Darbouka powstały z inspiracji Saharą - pustynią, a uściślając: są "zapisem" świtu na pustyni - opisują moment wzejścia słońca "zabarwiony" nomadyjskimi rytmami darbuki.
Instrument
darbuki ma symbolizować w tym zapachu... herbata (której w składzie tak
naprawdę nie ma - to herbata "wyimaginowana"). I rzeczywiście Thé
Darbouka to perfumy zmieszane tak, by przypominać herbaciany (wy)dźwięk.
Herbata jest tu z pewnością zielona i podbita ziołami, ale i aromatyzowana, podana z plastrem cytryny (a
dokładniej: to bergamotka dodaje tu tych kwaskowych niuansów) - to
wszystko w otwarciu. W okolicach serca wkraczamy w rejony przyprawowe,
lekko korzenne, wyrażone w słodki sposób - to kocanka, w połączeniu ze
styraksem dała taki efekt ciepłej (ciut orientalnej) waniliowości. Tę
herbatę przyrządzono z dbałością o każdy szczegół waloru smaku... Thé
Darbouka to perfumy raczej cichej, niedynamiczne - z początku silnie
zarysowują swój kształt, a później - po wycofaniu się bergamotki,
napięcie wstępu opada. Tu kompozycja przykleja się do ciała - czasem
odnoszę wrażenie, że trochę brak jej życia - sami oceńcie, czy zapachowa
powolność to wada, czy raczej zaleta. Choć ja staram się nie wychodzić z pustynnych porównań i roboczo nazywam ten fragment zapachu "oazą" (spokoju). Na tym jednak nie kończy się moje
podsumowanie... I dobrze, bo baza "gra" kakaową melodię (choć nadal z odrobiną herbaty). Finisz jest słodziutki, nawet ciasteczkowy (do herbaty marka L'Orchestre Parfum serwuje nam... herbatniki), i
powiedziałabym też, że intymny, bo zapach staje się smugą i jest
wyczuwalny tylko przy bardzo bliskim kontakcie. Przyznaję, że lubię ten
ostatni podryg Thé Darbouki - choć całościowo te perfumy ułożone są tak,
by być wonią uniseksową, to jednak mam wrażenie, że im głębiej w kompozycji jesteśmy, tym
więcej kobiecych kształtów "wychodzi na jaw". Najciekawsze natomiast jest
to, że zapach Thé Darbouka jest tak zaciszny i niespieszny, że nawet nie
dąży do bycia dookreślonym przez pryzmat płci...
Znacie jakieś
ciekawe perfumy z nutą herbaty, lub po prostu zapachy o herbacianym
wydźwięku? Jak myślicie - spodobałaby się Wam Thé Darbouka?
Skład perfum:
bergamotka, kocanka, nuty przyprawowe, styraks, kakao
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz