Etat Libre d'Orange & Rossy de Palma Eau de Protection to perfumy, które - z założenia - swoją wonią miały oddawać zapach madryckiego różanego ogrodu aktorki.
I
rzeczywiście, ta róża ma w sobie świeżość i spokój - zroszony,
"ogrodowy" podtekst. Jest pudrowa i jasna (to zasługa heliotropu i
jaśminu). Nie ma tu czerwieni i nabrzmiałych kontrastów (choć motyw
graficzny nadrukowany na flakonie sugeruje coś zupełnie odwrotnego). I przede wszystkim - nad czym najbardziej ubolewam - nie
ma tu ognia... Królowa kwiatów przybiera postać stonowaną, pastelową,
(by nie powiedzieć, że aquatyczną), różowawą. W ogólnym wydźwięku róża jest raczej cicha, transparentna i zanikowa. Eau de Protection wpada momentami w słodkawe tony (choć
nie gourmandowe - smakowite). Pachnidło - z daleka - pokazuje też swoje
metaliczne niuanse...
Czy jest się czym zachwycać? Moim zdaniem niestety nie, choć wierzę, że fani delikatnych róż mogą się w tym zapachu odnaleźć. Parametry rozczarowujące.
Skład perfum: pomarańcza, imbir, czarny pieprz, róża turecka, jaśmin, heliotrop, fasola tonka, benzoes, paczula
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz