18 lutego 2017

Tom Ford Velvet Orchid


Istnieją takie zapachy, które nie sposób jest ocenić - one fascynują i mierżą jednocześnie. Sprawiają, że w ich obecności nasze zmysły działają na najwyższych obrotach. Taka jest właśnie Velvet Orchid - intrygująca, nie dająca o sobie zapomnieć, wymagająca, ambitna. Kategoryzowanie tego pachnidła słowem "piękny", bądź "brzydki" byłoby sporym uproszczeniem i niedopowiedzeniem. To nie jest dobry podział do opiniowania o tych perfumach. Zwłaszcza, że Velvet Orchid potrafi pokazać się z obu tych stron, a to świadczy o tym, że to woń nie byle jaka, zaskakująca.


Długo, naprawdę bardzo długo, nie potrafiłam powiedzieć co sądzę na temat tego zapachu. Velvet Orchid zdecydowanie wymyka się mojej kontroli. To woń ciemnofioletowa, momentami czarna, gęsta, pomroczna. O twardym, silnym charakterze, doprawiona męskim pierwiastkiem. To tak, jakby zebrać najpiękniejsze cechy obydwu płci, bez wartościowania ich, bez podziału na lepsze i grosze i stworzyć z nich aromat.

Na pierwszy plan, wchodząc na scenę wraz z otwarciem, wysuwa się tutaj orchidea, i to jej przypisuję cechy kobiece. Jest aksamitna, kusząca, wabiąca, wojownicza, zagarniająca moją uwagę, momentami podduszająca. Ona szepcze do mnie swoim słodkim, rozbawionym głosikiem - znajduję w niej wiele atrybutów femme fatale. Obok niej idzie w parze element odpowiedzialny za cechy męskie. To rum - trunek, którego słodycz została złagodzona plasterkiem cytryny i utemperowana, schłodzona kostkami lodu. Następny w kolejce jest miód, i kiedy on już pojawia się na mojej skórze, kompozycja robi się jeszcze bardziej upojna - choć cały czas utrzymywany jest intymny, mroczny klimat.


Aksamitna Orchidea to występ kontrastów, zagadka, enigma, tajemniczy twór. Kompozycja szalenie zmysłowa i elegancka, bogata, ale też momentami ciężka. Nie jest łatwo unieść ten zapach. Żeby stał się noszalny na tyle, by czuć się w nim komfortowo trzeba mieć równie silną osobowość. To by tłumaczyło, dlaczego ja mam z Velvet Orchid relację ciągłego przyciągania i odpychania. Zapach pasuje mi do zadbanego, metroseksualnego mężczyzny i silnej, zdecydowanej kobiety, ale do mojego romantycznego, wrażliwego charakteru już mniej. To właśnie dlatego w kontakcie z tym pachnidłem odczuwam ciągły dysonans!

Próbowałam zaobserwować tutaj to bogactwo kwiatów, które rzekomo w tym zapachu jest. Czasami czuję na sobie różany oddech, i jaśminowe przyśpiewki, ale to orchidea jest tutaj królową, a raczej trafniej byłoby powiedzieć - dominą. Jednak ja najbardziej lubię ten moment, kiedy ona już powoli cichnie, a na skórę wstępuje oszałamiająca wanilia. W otoczeniu rumu, miodu, zamszu, drzewa sandałowego i labdanum, wanilia sprawia wrażenie balsamicznej, milutkiej, acz nieprzystępnej, usytuowanej na żywicznym, lekko dusznym tle.


Jeżeli znacie Black Orchid, i lubicie dobitny, dosadny klimat tego zapachu, jest szansa, że i Velvet Orchid wam się spodoba. Pamiętajcie jednak, że oba te pachnidła nie otoczą was aromatyczną,
subtelną chmurką. To nie są perfumy, które łatwo odpuszczają. One trwają na skórze bez końca, nawet po wielu godzinach bywają absorbujące, co może drażnić. Polecam poznać jednak obie siostry, by wyrobić sobie o nich własne zdanie.

A może znacie już Aksamitną Orchideę? Co sądzicie na jej temat?

Skład perfum:
bergamotka, mandarynka, rum, miód, jaśmin, olej różany, czarna orchidea, orchidea, kwiat pomarańczy, magnolia, hiacynt, narcyz, heliotrop, balsam peruwiański, labdanum, drzewo sandałowe, mirra, zamsz, wanilia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

TOP