10 marca 2017

Laura Biagiotti Roma


Roma to opowieść o wiecznym mieście, zamknięta we flakonik, który swoimi kształtami idealnie wpisuje się w tę włoską historię. Kompozycja jest dość złożona. Rozpoczyna się gorzkim, cytrynowo - grejpfrutowym wstępem, bardzo orzeźwiającym, rześkim. Oranżowa impresja uspokaja się jednak dość szybko, a całość płynnie przechodzi w balsamiczno - bursztynowe tony, które subtelnie wybrzmiewać będą do końca. Od tej chwili zapach staje się niezbyt głośny i niezbyt nośny - raczej trzyma się blisko skóry, otula ją ziołowym pierwiastkiem, nie oblepia.


Aromatyczne, roztarte w dłoniach listki mięty, mienią się na zielono i pobrzmiewają gdzieś w oddali. W tle tli się też delikatna smużka dymu, dodająca wyrafinowania. W tej fazie Roma przybiera dość suchego wydźwięku - kojarzy mi się ze słońcem, z cieniami, które rzucają włoskie kamieniczki na rozgrzane ścieżki i kręte uliczki. Dzięki mirrze przenoszę się także do wnętrza włoskich kościołów i bazylik - widzę Romę z całym jej architekturalnym, monumentalnym dobytkiem. Końcowe kadry, z tego jakże pięknego filmu o Rzymie, to zarys drzewa sandałowego, osłodzonego wanilią - i to jest czas, w którym Roma cichnie, tutaj czuję ją jeszcze mniej wyraźnie, rozbudowane akordy zmieniają się w subtelne niuanse. Nie przeszkadza mi to, bo nadal jest mi z Romą błogo.

Jednak, mimo wszystko, dla mnie perfumy o nazwie Rzym, to nie tylko ukłon w stronę tego miasta. To także zapach kobiety, która jest częścią składową Italii, nimfą z tamtego regionu. Jawi mi się jako temperamentna, brązowooka Włoszka, o opalonej skórze, na której widzę małe kropelki potu, skądinąd dodające jej tylko uroku. Ona przesiąknęła aromatem ziół i owoców, których wymieszaną woń możemy wyczuć spacerując wśród włoskich straganików. W swojej białej sukience z falbankami, trzymając w rękach brązowe sandałki, przechadza się ulicami miasta, boso... Uśmiecha się od ucha do ucha, zwracając się do ludzi z otwartością.


Taka jest właśnie Roma, esencjonalna, zapraszająca, bardzo słoneczna. Nie poleciłabym tego zapachu na zimę, czy jesień. Perfumy te rozkwitają dobitniej na pulsującej, rozgrzanej skórze. Wtedy opowiadają o sobie najpiękniejsze historie. Wiem jednak, że Roma nie wszystkim przypadnie do gustu - czuć w niej jakąś zaprzeszłość, nostalgię, a także ziołowość, kadzidlaność, choć przyznaję, co zaskakujące, ona w swoim wydźwięku nie jest mocna czy dusząca... Ona otula lekkością, do tego stopnia, że czasami jest wręcz niezauważalna (przeze mnie samą). Cieszę się niezmiernie, że mam mały flakonik Romy w swoich zbiorach. Ta woń to wspaniała towarzyszka na wiosnę i lato. Wtedy jej ulotność nie będzie aż tak bolała, tylko ładnie skomponuje się z ciepłym wietrzykiem. Polecam Wam testy Romy... Mam nadzieję, że dostarczy Wam tylu pięknych wrażeń, co mnie!

A może znacie już zapach? Co o nim sądzicie? Podzielcie się wrażeniami!

Skład perfum:
czarna porzeczka, sycylijska bergamotka, różowy grejpfrut, mięta, hiacynt, goździk, jaśmin, konwalia, róża, ambra, drzewo sandałowe, singapurska paczula, piżmo, cywet, wanilia, mech dębowy, mirra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

TOP