25 lutego 2019

Cartier Carat


Carat - nowy zapach domu jubilerskiego Cartier, doskonale przywołuje znanego nam już ducha marki. Czuć pokrewieństwo (choć nie bliźniaczość) między Caratem, a ich poprzednimi kreacjami perfumeryjnymi. Być może zwiewne zieloności i nieobciążone kwiaty wpisane są od teraz w cartierową formę i sznyt? Nie mam nic przeciwko temu.


Nienachalność, połączona z wilgotnością zieleni, powściągliwością bieli, i wiązką światła... Tak jawy się Cartier Carat.

Carat jest niewątpliwie pachnidłem wielowymiarowym, budzącym skojarzeniowo. Gdybym jednak musiała zawrzeć podstawę tych perfum w jednym zdaniu, powiedziałabym, że to zapach przestrzeni - rozumianej w kontekście geograficznym, ale też jako wolność i nieskrępowanie ducha. Carat się (u)nosi niczym wczesnowiosenny wiatr. Jest jak oddech natury. Jak zdrowe powietrze, wypełniające płuca i umysł odżywczą energią.

Wyobraź sobie poranek w górach. Poczuj na twarzy halny podmuch. Wyjrzyj przed siebie, zauważ opadającą mgłę - kropelki wody, a może właśnie kryształki lodu, wirujące w powietrzu, zmniejszające widoczność. Ziemia wydaje Ci się być morka. Być może to mieszanka "mlecznych, mętnych oparów" i bliskość alpejskich potoków wywołała w Tobie to wrażenie. Doświadczasz uczucia rześkości. Znalazłaś się w samym sercu wyżynnego krajobrazu, dostrzegłaś siłę tutejszej przyrody, która żyje swoim własnym rytmem.

Cartier Carat - zapach "kryształowy". Błyszczy i migocze, w sposób dosłowny...

Za to chłodne, orzeźwiające wrażenie odpowiada tutaj gruszka, zmieszana z cierpkością bergamotki i cichą zielonością tła. Dla mnie Carat, to właśnie ten owocowy niuans, wyraźny mocno z początku. Z czasem jednak, niespiesznie, przekształca się w całą kwiatową, jednotorową gamę, ze świetlistym podbiciem. Mathilde Laurent, kreatorka perfum, powiedziała, że chciała stworzyć zapach, który błyszczałby niczym rozgrzany diament. By odtworzyć swoją wizję, wybrała siedem świeżych, szlachetnych kwiatów i połączyła je ze sobą tak, by uformowały żywe doznanie światła przecinającego twardą powłokę diamentu. Kwiaty z tego bukiety są nieprzypadkowe, symbolizują bowiem barwy tęczy. A mówiąc jeszcze ściślej, kolorowa kwiatowa struktura nawiązuje do efektu rozproszenia światła. Najwyraźniej wyczuwam tutaj statyczny fiolet hiacyntu, odrobinę neutralnego, czerwonego tulipana, i chłodną, poważną, dystansującą biel lilii.

Pomijając jednak kwestię nut, cenię Carat za to, że ulepiony jest trochę jakby ze sprzeczności. Z jednej strony jest lekki i mieniący się, a z drugiej... bywa też surowy, by nie powiedzieć zimny, zdystansowany i... nastrojowy. Kiedy noszę na sobie ten cartierowy kryształ, mam najczęściej melancholię w sercu, a w uszach - piosenkę "Shades of cool", Lany Del Rey, która, przewrotnie, tak naprawdę opowiada o shades of blue... Coś w tym jest, że tonacje chłodu, i akcenty smutku, łączą się ze sobą nad wyraz często...

Dajcie znać, czy polubiliście się z Caratem, i jakie zapachy marki Cartier lubicie najbardziej.

Skład perfum:
gruszka, bergamotka, nuty zielone, fiołek, lilia, hiacynt, ylang-ylang, wiciokrzew, tulipan, mimoza, białe piżmo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

TOP